Od dziecka nie lubiłam chorować i też niedużo chorowałam. Jako dorosła - nie miałam czasu na choroby więc się za mnie nie zabierały. Toteż jak mam do czynienia z jakimiś choróbskami to - nie ignorując tradycyjnej medycyny - staram się szukać najbardziej naturalnych metod, przynajmniej na początku, kiedy jest jeszcze szansa na ich skuteczność.
Dlatego jak usłyszałam słowa masaż i akupunktura dla koni to od razu pomyślałam sobie, że to coś dla Tisza. O ile masaż wydawał mi się sposobem na ogólne odprężenie i relaks, o tyle akupunktura jawiła mi się jako metoda lecznicza. Potwierdziło się to w przypadku mojego konia w 100%.
O poprzednich zabiegach pisałam już we wcześniejszych postach. Kilka dni temu znów doszłam do wniosku, że trzeba znów zastosować zabieg. Dlaczego - bo Tisz rozwija się, mięśnie i ścięgna nabierają nowej formy, zmienia się postawa i tu i ówdzie pojawiają się blokady.
Opiszę to szczegółowo:
Ostatnio zobaczyłam nasz trening nagrany na kamerze i dzięki temu mogłam lepiej zobaczyć i ocenić nasze postępy w różnych chodach i ćwiczeniach. Doszłam do wniosku, że kłus na tym etapie jest ok, ale, że pora popracować nad galopem i nad lepszym ustawieniem szyi. Od następnego dnia zmieniłam ogólny plan treningu: rozprężenie stępem, trochę kłusów, 4 kółka wokół hali galopem w jedną stronę, 4 kółka galopem w drugą stronę, trochę kłusów, rozprężenie stępem. Oczywiście jest to bardzo skrótowy scenariusz, nie uwzględniający elementów i odpoczynków, które oczywiście również były. Jednak chciałam zwrócić uwagę na centralny punkt - czyli galop. Galop był spokojny ze zwróceniem uwagi na równomierność i na to, żeby w trakcie tych 4 kółek Tisz miała szansę znaleźć najwygodniejszą dla niego postawę. Dlatego i ja szukałam w tym czasie w jakiej sytuacji i przy jakich zmianach mojego dosiadu, ułożenia rąk i postawy będzie nam najwygodniej.
Po takim galopie kłus był jeszcze lepszy niż wcześniej, ale po przejściu do stępa zauważyłam, że znów pojawiło się utykanie. I to pojawiało się nie w sposób ciągły, tylko na lekkim kontakcie na wodzach. Tisz się spinał po prawej stronie i zaczynał utykać. Na mocniejszym kontakcie już to znikało, ale nie sposób było z takiej pozycji zakłusować. Starałam się uważnie obserwować to zjawisko, sprawdziłam jak Tisz chodzi na luzie, na lonży, na twardszym podłożu - wszystko było ok. Jedynie w stępie i na lekkim kontakcie pojawiało się utykanie. Przewertowałam kilka książek, szukając jakiś wskazówek, i doszłam do wniosku, że to chyba ciągle jeszcze "spadek" po złym siodle. Dotarliśmy najprawdopodobniej do najgłębszego spięcia w okolicy mięśni w okolicy 6 i 7 kręgu szyjnego. Zbiegają się w tym miejscu mięsień najdłuższy szyi i mięsień najdłuższy grzbietu, który szczególnie ucierpiał z powodu złego siodła. (Przy okazji polecam książkę "Konia kształtuje jeździec - Funkcje i rozwój mięśni konia wierzchowego" - bardzo dużo mi pomogła w ocenie pojawiającego się problemu).
Kiedy Tisz zaczął więcej galopować i wzmacniać zad to również w kłusie i w stępie poprawił postawę. W kłusie z uwagi na dynamikę ruchu nie pokazywał, że mu coś przeszkadza. Ale w stępie już tak.
Początkowo pomyślałam, że może trzeba więcej popracować w stępie. I to okazało się właśnie potwierdzeniem mojej tezy. Wcześniej stęp na treningu był trochę niedoceniony przeze mnie, raczej używany do rozprężenie i przerw między ćwiczeniami. Ale jak zaczęłam traktować stęp jako rzeczywistą fazę ćwiczeniową to okazało się, że są problemy. Wszystko wskazywało więc na to, że właśnie te mięśnie w okolicy 6 i 7 kręgu jeszcze ciągle nie pracują tak jak trzeba. Prawdopodobnie poprawiając postawę, wyniósł bardziej kłąb do góry przez co znów mięśnie i ścięgna u nasady szyi musiały się rozciągnąć i zacząć trochę mocniej pracować. Być może jeszcze nie w pełni sprawne, być może ciągle jeszcze przykurczone - ale prawdopodobnie to właśnie było przyczyną problemu. Dlatego znów zdecydowałam się na akupunkturę.
Sytuacja była dokładnie taka sama jak poprzednio: po akupunkturze był jeden dzień spacerku, następnego dnia lekka jazda. Znów miałam odczucie, że niewiele się zmieniło. Trzeciego dnia było trochę lepiej, ale bez rewelacji. Nie było utykania, ale Tisz nie chciał zakłusować, jak zakłusował to nie chciał zagalopować - ogólnie średnio.
Ale z każdym dniem widziałam poprawę, z każdym dniem był lepszy galop, lepszy kłus, a przede wszystkim lepszy stęp. To co wcześniej było problemem - przejścia "w górę" zaczęło być przyjemnością.
Najciekawsze wrażenie to obserwowanie jak Tisz zyskiwał zaufanie do "swojego ciała". Najwyraźniej wcześniej nie chciał zakłusować i zagalopować z pozycji zebranej bo bał się o ból właśnie w okolicy 6 i 7 kręgu szyjnego. Po akupunkturze też się bał, ale jak udało mi się "namówić" go, żeby spróbował, jak się przekonał, że nic się nie dzieje, że nic nie boli - to później bez problemu robił wszystkie "przejścia w górę".
"Namówić go" - oznacza w tym miejscu bardzo spokojną konsekwentną pracę nad tym, żeby go wypchnąć ze stępa do kłusa łydkami i dosiadem bez zmiany postawy i przy zachowaniu w miarę lekkiego kontaktu. Muszę przyznać, że było to trudne zadanie i zajęło mi może nawet około 20 minut, a pot lał się ze mnie ciurkiem. Kluczową sprawą było to, żeby nie dać się przestraszyć (Tisz się usztywniał a każde dotknięcie zada batem było kwitowane wierzgnięciem). Jednak nie odpuszczałam, trzymałam go konsekwentnie w łydkach i twardo siedziałam w siodle. Jak Tisz się przekonał i spróbował przyjemnie było słuchać jak parska, dając tym samym potwierdzenie, że się odprężył i zaufał. Kolejne zakłusowania były już zdecydowanie łatwiejsze. To trwało 3 dni, ale każdego dnia ta faza przekonywania była krótsza.
To było jedno z trudniejszych zadań z jakim do tej pory miałam do czynienia. Napierw nerwy o o chodzi z tym utykaniem, potem, po akupunkturze kilka dni naprawdę się męczyłam, żeby oswoić Tisza z nowa postawą i udowodnić mu, że już nic go boleć nie będzie.
Dziś wydaje się, że tą sprawę mamy już załatwioną, a po dzisiejszym treningu zaczynam się "obawiać", że Tisz niedługo zacznie fruwać - taki jest lekki i energiczny.
Na pewno akupunktura to nie jest sposobem na wszystko, ale zawsze warto ją brać pod uwagę. W naszym przypadku jest to rewelacyjny sposób na rehabilitację.
O czym piszemy
"odpuszczanie"
"ulubione miejsce"
Akupunktura
angażowanie inteligencji konia
bieganie luzem
budowa mięśni
ciekawe ćwiczenia
czas treningu
diagnozowanie problemów
dodania w kłusie
doświadczenie
gdy konia boli
gimnastyka
intuicja
klikanie
kontrola kontaktu na wodzach
lonżowanie
lotna zmiana nogi
masaż szyi
nasza psychika
nowy koń
ocena postępów
plan pracy
płochliwy koń
Po akupunkturze
po kontuzji
pomoce jeździeckie
pozytywne nastawienie
praca z energią
psychika konia
rozgrzewka
rozluźnienie łopatek
rozprężenie
skoki luzem
skrzywienie na jedną stronę
słabe zagalopowania
słaby kłus
stęp hiszpański
transport
trening
trudny początek
ujeżdżenie naturalne
wizualizacja
zabawa
poniedziałek, 17 stycznia 2011
Subskrybuj:
Posty (Atom)