Autor: Emily Mc Shane
W naszych codziennych okolicznościach często zapominamy o naturalnych końskich instynktach, o ich pochodzeniu o ich prawdziwej naturze.
Przecież nasze konie nie są już dzikie, nie mieszkają gdzieś dziko na prerii w wielkim stadzie gdzie rządzi selekcja naturalna.
Nasze konie mieszkają w stajni gdzie spędzają większą część dnia, to my dbamy o ich kopyta zamawiając kowala, koń nie musi się juz martwic o pożywienie gdyż to my dbamy w pełni o jego jadłospis.
Jeździmy nasze konie na ogrodzonych ujeżdżalniach lub krytych halach. Próbujemy konie jak najbardziej "uczłowieczyć" tak, aby nam było wygodniej. I nie byłoby w tym nic złego gdybyśmy w tym wszystkim nie zapominali skąd się nasz koń wywodzi, że to natura pozostanie jego naturalnym środowiskiem i że jego zachowania są genetycznie uwarunkowane i pewnych naturalnych odruchów nie da się zmienić.
Miałam ostatnio ciekawe zdarzenia ze swoimi dwiema klaczami, które w tej samej sytuacji zachowały się inaczej, jednak obie zrobiły coś zgodnie ze swoją naturą.
Sytuacja 1.
Przecież nasze konie nie są już dzikie, nie mieszkają gdzieś dziko na prerii w wielkim stadzie gdzie rządzi selekcja naturalna.
Nasze konie mieszkają w stajni gdzie spędzają większą część dnia, to my dbamy o ich kopyta zamawiając kowala, koń nie musi się juz martwic o pożywienie gdyż to my dbamy w pełni o jego jadłospis.
Jeździmy nasze konie na ogrodzonych ujeżdżalniach lub krytych halach. Próbujemy konie jak najbardziej "uczłowieczyć" tak, aby nam było wygodniej. I nie byłoby w tym nic złego gdybyśmy w tym wszystkim nie zapominali skąd się nasz koń wywodzi, że to natura pozostanie jego naturalnym środowiskiem i że jego zachowania są genetycznie uwarunkowane i pewnych naturalnych odruchów nie da się zmienić.
Miałam ostatnio ciekawe zdarzenia ze swoimi dwiema klaczami, które w tej samej sytuacji zachowały się inaczej, jednak obie zrobiły coś zgodnie ze swoją naturą.
Sytuacja 1.
Pojechałam z Holly na łąki gdzie czasem jeżdżę gdy ujeżdżalnia jest zajęta. Jeździłam bez problemu przez jakieś 15-20 minut stepem i kłusem, po czym nagle jadąc przez środek dużej łąki Holly lekko "odpaliła" i zaczęła lecieć bokiem. Nie mogłam od razu stwierdzić od czego się spłoszyła gdyż się skupiłam aby ją zatrzymać. Na łące – według mnie - nie było nic co by mogło ją przestraszyć, a najbliższe ogrodzenie z krzakami było jakieś 200 metrów od miejsca spłoszenia..... Jednak to tam znalazłam problem, gdyż właśnie przez te krzaki widać było kawałek krowy z sąsiedniego pastwiska, która najwyraźniej się poruszyła. Pomimo, że krowa była daleko to ewidentnie zaburzyła poczucie bezpieczeństwa Holly, która postanowiła uciekać :) Po opanowaniu sytuacji chciałam udowodnić Holly, że krowa wcale nie jest wrogiem i podeszłam najbliżej jak mi na to Holly pozwoliła bez używania specjalnej presji i przemocy. Holly podchodziła powoli i uważnie, cała napięta z wysoko uniesioną głową z nastawionymi uszami do przodu. Udało nam się zbliżyć do tej "strasznej krowy" na odległość ok. 10 m. Zatrzymałam Holly, zaczęłam ją głaskać po szyi, mówić do niej, klacz stała spokojnie i nie miała już ochoty uciekać, nie mniej jednak była cały czas na "wdechu " i nie chciała się rozluźnić. Aby jej podpowiedzieć zaczęłam głęboko wydychać powietrze, ale dopiero po moim głośnym "wzdechnieciu" Holly zrobiła to samo, głośno parsknęła po czym schyliła głowę do ziemi i zaczęła jeść trawę :).
Sytuacja 2.
Sytuacja 2.
Po skończonej jeździe z Holly, osiodłałam Miję i pojechałam na ta sama łąkę, tym razem miałam tą przewagę, że wiedziałam, iż w krzakach czai się "krowa - podglądaczka" i mogłam się na to przygotować. Przypomniała mi się stara metoda, aby skoncentrować konia na czymś innym. Pracowałyśmy pilnie przez ok. pół godziny bez żadnego problemu i najwyraźniej krowa albo została przez Mije niezauważona, albo Mija nie uznała jej za zagrożenie. Po 30 minutach skończyłam pracę i dałam Miji luźne wodze chcąc ją rozstępować.... Mija spuściła głowę do dołu. Ja również przyjęłam zrelaksowaną pozycję w siodle .....podziwiałam piękne okoliczności przyrody. Nagle Mia stanęła jak wryta patrząc się w kierunku krowy, dobre 200 metrów od niej. Chciałam zrobić to samo co z Holly ale żadne metody nie działały w kwestii posunięcia Miji do przodu. Mija stała jak posag, a miedzy łydkami czułam jak jej klatka piersiowa rozszerza się i zwęża w bardzo szybkim tempie, a bicie jej serca mocne i szybkie bicie serca było wyczuwalne przez cale moje ciało. Głaskałam, mówiłam, oddychałam....ale i tak musiałam odczekać swoje .... prawie 10 minut zanim Mija stwierdziła że może ruszyć do przodu. Pomimo, że jej serce przestało tak mocno i szybko bić i ruszyła do przodu to nie czuła się już tak pewnie i po prostu chciała iść sobie do domu :).
W obu tych sytuacjach nie było jakiegoś nieposłuszeństwa ze strony konia ani tym bardziej jego złej woli wobec mnie, był dużo silniejszy instynkt naturalny i ponad moją więzią z moimi końmi oraz ich umiejętnościami odpowiadania na pomoce zwyciężyło to co konie maja zapisane w genach .... i nic na to nie poradzę, ale mogę to zaakceptować i powinnam o tym pamiętać :)
W obu tych sytuacjach nie było jakiegoś nieposłuszeństwa ze strony konia ani tym bardziej jego złej woli wobec mnie, był dużo silniejszy instynkt naturalny i ponad moją więzią z moimi końmi oraz ich umiejętnościami odpowiadania na pomoce zwyciężyło to co konie maja zapisane w genach .... i nic na to nie poradzę, ale mogę to zaakceptować i powinnam o tym pamiętać :)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz