niedziela, 10 października 2010

Akupunktura

Powiem tak: Akupunktura jest świetna.
A było to tak: umówiłam się na zabieg z Kasią Żukiewicz - cenioną i polecaną przez wiele osób i może jedyną osobą w obrębie Warszawy, która zajmuje się akupunkturą dla koni.

Najpierw Kasia obejrzała konia, oceniła stęp, kłus pod kątem rozluźnienia. Diagnoza była taka, że Tisz nadal jest spięty szczególnie w szyi. Niestety trudno jest w takiej chwili ocenić z czego mogą wynikać nieregularności w ustępowaniu od łydki w prawo: czy z napięcia szyi, czy z akiegoś problemu w przedniej nodze, który powoduje napięcie w szyji (co mnie przeraziło i zaniepokoiło). Tak czy owak, doszłyśmy z Kasią do wniosku, że akupunktura na pewno pomoże w rozluźnieniu i Kaisa przystapiła do zabiegu.

Zabieg akupunktury składał się z dwóch części: nakłuwanie igłami i masaż.

Igiełki są cieniuteńkie, i w zasadzie przy nakłuwaniu  Tisz ledwo co zauważył, że coś się działo: dostał 1 w okolicy kłebu i 1 w okolicy szyi ( i tak też po drugiej stronie). Stał z tymi igłami około 15 minut po czym Kasia wyciągnęła te igły i następnie zrobiła mu masaż.
Następne 3 dni miały być spokojne i lekkie.

Postanowiłam więc zaplanować je tak: pierwszy dzień spacer, drugi dzień lonża i delikatny trening, trzeci dzień lekki trening nieco aktywniejszy niż poprzedniego dnia. Jak postanowiłam tak tez zrobiłam. Z tym, że trzeciego dnia lonżowałam na 2 lonżach i powiem szczerze - duuuuuuża różnica w jakości chodów i rozluźnieniu konia. Już nigdy nie będę lonżować na jednej lonży.



Kolejnego dnia przyszłam do stajni z jeszcze jednym postanowieniem. Powiedział stajennemu żeby dostał więcej owsa na śniadanie i na kolację. Na razie dodałm po 1/4 miarki czyli w sumie 1/2 - i tisz to słyszał. Ubrałam go w spacerową derke i poszliśmy na ten plac bo tak robię, że zamiast głupiego stępowania w kółko po małej hali idziemy na spacer z atrakcjami. No i jak doszliszmy do tego dużego placu to tam były drągi i przeskody. Więc najpierw spacerkiem po drągach a potem razem ze mną kłusikiem po drągach.  Patrzę a Tisz kłusuje prze drągi z szyjaąjak łabędź. Więc biegniemy jeszcze raz a na końcu drągów marchewka - a on znów jak łabędź. Wiec myślę sobie: zobaczymy jak  będzie z przeszkodą. Zrobiłam mała kopertkę i biegniemy razem: a Tisz pyk i ładnie przeskakuje. Więc poszłam do wejścia i mówię sobie jak ty taki chętny to zamknę wejście (czy jak wolisz wyjście :)) i spróbuję go wpuścić swobodnie na wyższą przeszkodę. Jak tylko zamknęłam wejście to już czułam, że go roznosi więc odpięłam uwiąz a on.... barany podskoki, i rży i ihahahaha i barany i galop - jak dziecko. Ihihihihhi ihahahhaah. A ja miałam aż łzy w oczach bo zobaczyłam radosnego konia, który sobie biega jak chce i się cieszy. I jak już pobarankował to przyszedł do mnie. Więc go chciałam wpuścić na tą przeszkodę i jak tylko był na linii przeszkody to znów puscił się do przodu pyknął ją bez żadnego problemu i znów barany podskoki ihahahaha itd....i znów jak pobiegał to przyszedł do mnie
Aż trudno uwierzyc że aż tak sie ucieszyl..... na wiesc o zwiekszeniu zarcia :-). Ale serio, to wysdaje mi się, że dzięku\i tej akupunkturze coś mu puściło w tej szyji i poczuł rozluźnienie jakiego nie czół ood dwóch lat.
Potem był kolejny normalny trening z ręki na dwóch lonżach. Tisz był super.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nasz blog czytają: