sobota, 23 października 2010

Relaksu ciąg dalszy

Jakiś czas temu kupiłam książkę pt. "Konia kształtuje jeździec", która poświęcona jest funkcjom poszczególnych mięśni u konia. Opisuje ona m.in jak działają i współdziałają mięśnie i jakie znaczenie w tym mechanizmie mają tzw. pomoce jeździeckie.

Spośród wielu wątków zwrócił moją uwagą opis funkcji mięśni szyi, który wskazuje na ogromną rolę tej partii mięśni w utrzymywaniu prawidłowej postawy podczas jazdy. Nie będę się szczegółowo rozpisywać bo z całą pewnością książka lepiej to tłumaczy, dość, że z opisu wynika, że to te właśnie mięśnie w dużej części odpowiedzialne są za zebranie i za właściwą pracę całego mechanizmu ruchu.

Mając na uwadze nasze zdefiniowane problemy wynikające ze złego siodła czyli przekoszenie łopatek, spięcie szyi, brak mięśni na szyi - poza innymi działaniami (zmiana siodła, ćwiczenia i akupunktura) postanowiłam robić masaż przed i po jeździe. Do tego kupiłam specjalny żel do masażu rozluźniającego.

Wczoraj i dziś była taka ładna pogoda, że wracać do domu się nie chce. Dlatego poza tym, że mieliśmy z Tiszem trening rano i spacer po treningu zostałam i wczoraj i dziś z Tiszem też po obiedzie. To co chcę opisać stało się również wczoraj, ale chciałam sprawdzić czy się powtórzy, czy może nie był to przypadek. 

Po obiedzie poszliśmy jeszcze raz na padok. Były zabawy piłką, były różne ćwiczonka, było też skubanie trawy i tarzanie w piachu, jak również wygrzewanie się w ostatnich promieniach jesiennego słońca. Ogólnie mówiąc Tisz miał zagospodarowany czas od 10 rano do 14.30. O 14.30 wróciliśmy do stajni i jak zwykle na zakończenie zaczęłam mu robić masaż szyi. Po kilku ruchach Tisz opuścił głowę, rozluźnił mięśnie i delikatnie zaczął przymykać oczy. Mój masaż też stał się delikatniejszy. W stajni było cicho, popołudniowe słońce wpadało przez okna, cicho grało radio. Ja Tisza masowałam a on zaczął jak dziecko ziewać raz po raz i zamykał oczy. Spojrzałam na jego męskość pod brzuchem (a raczej końskość :-)) - maił całkowicie rozluźnioną. Przeżuwał i ziewał na przemian. Ale miło! Mój wyluzowany Koń zasypia w mojej obecności jak dziecko :-).

PS. Po kilku minutach skończyłam delikatnie masaż bo ... pomyślałam sobie że jak tak dalej pójdzie to może nieświadomie go zahipnotyzuję.

1 komentarz:

  1. Pozostaje tylko pozazdroscic Tiszmenowi ze ma wlascicielke ktora poswieca mu tyle czasu i oprocz codziennego treningu w planie dnia jest rowniez zabawa, spacer, relaks, ogolna pielegnacja a teraz jeszcze doszedl masaz..... My "ludzie" za taka sesje w SPA i na silowni musielibysmy niezle wybulic :P
    Jednak dobrze by bylo wyciagnac z tego jakies wnioski - konskie zdrowie jest najwazniejsze zarowno pod wzgledem fizycznym jak i psychicznym. I jesli nasz kon jest juz wolny od wszelakiego bolu i jest szczesliwy, pozostaje nam dolaczyc sie do niego i miec przyjemnosc nie tylko z jazdy ale i z obcowania z konmi.

    OdpowiedzUsuń

Nasz blog czytają: