Autor: Emily
Dziś przeprowadziłam interesującą dyskusję ze swoją znajomą Niamh Martin, która jest "końskim dentystą" (equine dentist). Najpierw luźno żeśmy rozmawiały o tym co takiego się działo z naszymi końmi gdyż nie widziałyśmy się ze 3 miesiące. Potem zeszło na temat mojego byłego konia, którego sprzedałam Laurze Domenice, która jest studentka Parelliego i prowadzi kliniki oraz pomaga ludziom w problemach z końmi. No i w końcu padło pytanie od Niamh, a mianowicie co ja sądze o "metodach naturalnych", czy w nie wierzę i czy ich używam? Zanim jednak zdążyłam jej odpowiedzieć ona sama zaczęła odpowiadać na te pytania. Że nie jest za bardzo przekonana, że nie wierzy we wszystko, że niektóre rzeczy owszem, niektóre rzeczy są przejaskrawione, i to bardziej wygląda jak konie z cyrku a nie konie sportowe .... itd. Nie była ani za ani przeciw. Raczej - nie posiadając odpowiedniej wiedzy - tak naprawdę nie zdawała sobie sprawy co to tak naprawdę "naturalne metody" są.
Aby ją trochę "oświecić" powiedziałam, że ja używam naturalnych metod do pracy z wieloma końmi, jako dodatek i pomoc głównie przy zajeżdżaniu młodych, ale również podczas pracy ze starszymi końmi. Aby jej nie zrazić używałam prostszego słownictwa.
Niamh zapytała: no a co robisz takiego "naturalnego" z młodymi przed zajażdżką?
Odpowiedziałam, że najpierw przede wszystkim próbuję zdobyci ich zaufanie i kolejne etapy przeprowadzam dopiero jak koń jest rozluźniony i zadowolony. Dużo przy tym chwalę nawet za bardzo małe postępy i wcale nie karcę w początkowej fazie, aby koń nie nabrał złych skojarzeń. Najpierw przeprowadzam Join-up, a potem każdy nowy wprowadzany przedmiot: ogłowie, siodło, jeździec muszą być nie tyle zaakceptowane co nie wpływać negatywnie lub stresująco na konia. Na to Niamh mi odpowiedziała, że ona też tak robi (pomijając typowy Join-up) najpierw próbuje się zapoznać z koniem, aby czuł się bezpiecznie i dobrze w jej towarzystwie, a potem - ponieważ tak jak ja jest drobną dziewczyną - woli metodę małych kroczków tak by koń nie przysparzał problemów.
W trakcie odpowiedzi Niamh padło jednak słowo ze to przecież "naturalne", że tak się powinno zajeżdżać młode konie.
Następne pytanie dotyczyło starszych koni, przede wszystkim tych z problemami.
Znowu jej powiedziałam, że najpierw próbuję zdobyć ich zaufanie a następnie pokazać im, że praca pod siodłem i z człowiekiem może być przyjemna i fajna. Ja podczas takiej pracy dużo chwalę i odpuszczam, próbuję się wsłuchać w konia, w jego potrzeby, zapewnić mu je po czym poprosić o współpracę. Niamh odpowiedziała: no tak, no jasne to przecież "NATURALNE"
Naturalnie to nie znaczy Parelli, albo Monty Roberts, albo jeszcze inny cowboy, który opisał swoje "własne metody". Naturalnie to znaczy w zgodzie z naturą, w zgodzie z końmi, a ponieważ te nie są drapieżnikami, my też nie powinniśmy być w stosunku do nich drapieżni. Aby osiągnąć więcej i lepiej nie tylko nie powinniśmy używać przemocy, ale również zmienić nasze nastawienie do koni, aby i one miały również frajdę z obcowania z człowiekiem.
Warto jeździć z uśmiechem na twarzy, wolnym od napięć, mieć zrelaksowane ciało oraz myśleć pozytywnie, bo to wszystko przekłada się na konia, który znajduje się pod nami. A wiec dla wszystkich sceptyków, albo tych którzy boją się dotknąć tego, co "naturalne" , nie trzeba się przypisywać do żadnej z grup, żadnego mentora - cowboya. Jeśli wsłuchacie się w swojego konia i nie będziecie przeciwko niemu, to czy tego chcecie czy nie używacie "naturalnych" metod, ale nie ma w tym nic złego
bo przecież są one NATURALNE !!! :P
O czym piszemy
"odpuszczanie"
"ulubione miejsce"
Akupunktura
angażowanie inteligencji konia
bieganie luzem
budowa mięśni
ciekawe ćwiczenia
czas treningu
diagnozowanie problemów
dodania w kłusie
doświadczenie
gdy konia boli
gimnastyka
intuicja
klikanie
kontrola kontaktu na wodzach
lonżowanie
lotna zmiana nogi
masaż szyi
nasza psychika
nowy koń
ocena postępów
plan pracy
płochliwy koń
Po akupunkturze
po kontuzji
pomoce jeździeckie
pozytywne nastawienie
praca z energią
psychika konia
rozgrzewka
rozluźnienie łopatek
rozprężenie
skoki luzem
skrzywienie na jedną stronę
słabe zagalopowania
słaby kłus
stęp hiszpański
transport
trening
trudny początek
ujeżdżenie naturalne
wizualizacja
zabawa
środa, 24 marca 2010
piątek, 19 marca 2010
Lotna zmiana nogi - odcinek 4
Autor: Ula
Hurrrrra! Huuuuura! Huraaaaaa! Dziś po raz pierwszy udało nam się (tj mnie i Tiszowi) zrobić lotną zmianę nogi.
Ale zacznijmy od początku czyli od wczoraj. Wczoraj był trening z ziemi. najpierw był kłus przez drągi, które ułożyłam na czterech stronach koła. Tisz bardzo ładnie kłusował nie tylko przez drągi ale po całym kole. Postanowiłam spróbować galopu, ale zostawiłam tylko dwa drągi po przeciwnych stronach koła. Tisz galopował bez problemu. Ustawiłam więc przeszkodę - stacjonatę, najpierw 50 cm, a jak okazało się, że Tisz skacze ją z baaaaardzo dużym zapasem to podniosłam do 80cm. Też skoczył bez problemu. No więc doszłam do wniosku, że kwestię galopu przez drągi i małe przeszkody mamy już załatwioną.
Tak więc dziś przyszłam na trening z opcją taką, że jak będą warunki (tzn. jak nie będzie dużo klubowych "gwiazd") to ułożę sobie drąg i będziemy galopować przez drąg. I tak właśnie się złożyło, że byłam na hali sama.
Ułożyłam drąg. Byłam przygotowana na to, że może Tisz będzie chciał ominąć go, może przeskoczyć - a tu nic, po prostu ładnie przegalopował. Raz, drugi, trzeci....
Nie miałam już innego wyjścia tylko podjąć próbę lotnej zmiany nogi: przez drąg i na ósemce. I... udało się!!!!!!!
Bardzo, ale to bardzo pochwaliłam Tisza, dałam mu cukierka, przekłusowaliśmy na luźnej wodzy w jedną i w drugą stronę.
Potem jeszcze podjęliśmy kilka prób, niektóre były udane :-) chyba 4 czy 5 razy udało nam się zrobić jeszcze zmianę.
Oczywiście skończyłam trening, żeby Tisz czuł, że jest to nagroda dla niego.
Ważna refleksja: wszystkie ćwiczenia, które opisałam w kolejnych odcinkach dotyczących lotnej zmiany nogi robiłam po kolei i cierpliwie, obserwując i starając się wyczuć jakie są moje i Tisza możliwości. Siedząc dziś na koniu, poczułam, że to jest moment, kiedy możemy spróbować - i udało się. Sądzę, że najważniejsza jest właściwa ocena i właściwe w czasie podnoszenie poprzeczki - nie można kierować się schematami, trzeba obserwować i czuć kiedy i o ile.
Hurrrrra! Huuuuura! Huraaaaaa! Dziś po raz pierwszy udało nam się (tj mnie i Tiszowi) zrobić lotną zmianę nogi.
Ale zacznijmy od początku czyli od wczoraj. Wczoraj był trening z ziemi. najpierw był kłus przez drągi, które ułożyłam na czterech stronach koła. Tisz bardzo ładnie kłusował nie tylko przez drągi ale po całym kole. Postanowiłam spróbować galopu, ale zostawiłam tylko dwa drągi po przeciwnych stronach koła. Tisz galopował bez problemu. Ustawiłam więc przeszkodę - stacjonatę, najpierw 50 cm, a jak okazało się, że Tisz skacze ją z baaaaardzo dużym zapasem to podniosłam do 80cm. Też skoczył bez problemu. No więc doszłam do wniosku, że kwestię galopu przez drągi i małe przeszkody mamy już załatwioną.
Tak więc dziś przyszłam na trening z opcją taką, że jak będą warunki (tzn. jak nie będzie dużo klubowych "gwiazd") to ułożę sobie drąg i będziemy galopować przez drąg. I tak właśnie się złożyło, że byłam na hali sama.
Ułożyłam drąg. Byłam przygotowana na to, że może Tisz będzie chciał ominąć go, może przeskoczyć - a tu nic, po prostu ładnie przegalopował. Raz, drugi, trzeci....
Nie miałam już innego wyjścia tylko podjąć próbę lotnej zmiany nogi: przez drąg i na ósemce. I... udało się!!!!!!!
Bardzo, ale to bardzo pochwaliłam Tisza, dałam mu cukierka, przekłusowaliśmy na luźnej wodzy w jedną i w drugą stronę.
Potem jeszcze podjęliśmy kilka prób, niektóre były udane :-) chyba 4 czy 5 razy udało nam się zrobić jeszcze zmianę.
Oczywiście skończyłam trening, żeby Tisz czuł, że jest to nagroda dla niego.
Ważna refleksja: wszystkie ćwiczenia, które opisałam w kolejnych odcinkach dotyczących lotnej zmiany nogi robiłam po kolei i cierpliwie, obserwując i starając się wyczuć jakie są moje i Tisza możliwości. Siedząc dziś na koniu, poczułam, że to jest moment, kiedy możemy spróbować - i udało się. Sądzę, że najważniejsza jest właściwa ocena i właściwe w czasie podnoszenie poprzeczki - nie można kierować się schematami, trzeba obserwować i czuć kiedy i o ile.
środa, 17 marca 2010
Lotna zmiana nogi - odcinek 3
Autor: Ula
Koń: Tiszmen
Rodzaj pracy: pod siodłem
Upłynęło kilka dni od ostatniego odcinka. I nie były to dni bezczynności. Wręcz przeciwnie!. Czasem jak opowiadam moim znajomym o tym o co chodzi w tym ujeżdżeniu, a wiem, że oni są kompletnymi laikami, to porównuję pracę ujeżdżeniową do robótki na szydełku. Dzierga się i dzierga cierpliwie dzień po dniu, aż któregoś dnia, nagle okazuje się, że sweterek jest gotowy. :-). Niektórzy uważają, że to nudne zajęcie, a niektórzy (tych jest zdecydowanie mniej) z mądrą miną kiwają głową.
No ale wracając do tematu: więc ostatnie kilka dni właśnie poświęciłam się "dzierganiu" lotnej zmiany nogi. Nie, nie - jeżeli myślicie, że już w tym odcinku napiszę, że umiemy ją zrobić to się mylicie - jeszcze nie. Ale po dzisiejszym treningu doszłam do wniosku, że warto opisać co się działo i do jakiego etapu teraz doszliśmy.
No więc w poprzednim odcinku byliśmy na etapie zwykłej zmiany nogi przez 3-4 kroki kłusa i było to dość chaotyczne. Pracowaliśmy wiec w ostatnich dniach nad rytmicznymi przejściami do kłusa i zagalopywaniem z dowolnej nogi. Później zaczęliśmy robić to samo, ale przez przejście do stępa. Początkowo nie udawało mi się osiągnąć stępa bez 1-2 kroków kłusa. Nawet wydawało mi się to niemożliwe ;-). Jednak... wpadłam na oczywisty wydaje się pomysł, że bezpośrednio przed przejściem trzeba bardzo skrócić galop - nagle okazało się, że przejście z galopu do stępa jest możliwe. Następne dni poświęciłam więc na ćwiczenie tego "manewru". Ciągle jednak potrzebne było kilka kroków stępa, aby zagalopować na drugą nogę.
W tym miejscu muszę podkreślić, że wszystkie te "dziergania" spowodowały, że Tisz bardzo ładnie zaczął w ogóle odpowiadać na łydkę przy zagalopowaniu. A jeszcze nie tak dawno (chyba w styczniu) pisałam o problemach z zagalopowywaniem w ogóle.
I właśnie dzisiaj udało nam się zrobić zmianę przez dosłownie 1 lub 2 kroki stępa. Wykombinowałam to tak: robiłam to na ósemce. Przed skrzyżowaniem, na którym zmienia się nogę, bardzo skróciłam galop, jednocześnie zmieniając zgięcie konia i bardzo wyraźnie wzmacniając "nową" zewnętrzną wodzę i rozluźniając "nową" wewnętrzną wodzę. Chodziło mi o to, żeby utrzymać konia w wyraźnym "nowym" zgięciu, ale jednocześnie uwolnić wewnętrzną stronę, żeby dać swobodę w zagalopowaniu wewnętrzną nogą.
Muszę przyznać, że opisując to wydaje mi się to dość zawiłe. To tylko dowód na prawdziwość twierdzenia, że siedząc na koniu trzeba przestać myśleć a zacząć czuć.
W każdym bądź razie, jak się nam to udało po raz pierwszy, to byłam trochę nawet zaskoczona. Bardzo, ale to bardzo pochwaliłam Tisza, dałam mu cukierka, przekłusowałam na luźnej wodzy poklepując go w nagrodę. Już nie pierwszy raz zauważyłam, że po takich pochwałach on zaraz chce to samo robić ponownie. Więc po chwili znów spróbowaliśmy i znów się udało. I znów pochwały.
Zawsze jak chcę coś osiągnąć (nawet drobne rzeczy) a Tisz to zrobi, pochwalę go i po chwili robimy to jeszcze raz i znów pochwała. Chcę, żeby zrozumiał dokładnie i zapamiętał za co dostaje pochwały. Trochę w myśl zasady, którą lansował Adam Małysz: "Najważniejsze jest to, żeby oddać dwa dobre skoki." Chodzi o to, że jeden skok może być przypadkiem, zbiegiem okoliczności, ale jak są dwa dobre - to już jest umiejętność. Wydaje mi się, że to również dobrze działa u konia.
sobota, 13 marca 2010
Jazda bez wędzidła
Autor: Emily
Koń: Holly Berry
Rodzaj pracy: Jazda pod siodłem
Jeżdżąc moją nową klacz przez około miesiąc zauważyłam, że albo trochę wyolbrzymia moje pomoce zadawane łydką, albo też je po prostu ignoruje. Efekt jest taki, że zaczęła mi się "wić" miedzy nogami, szczególnie na długich ścianach trudno jej było zachować linie prostą i jakiekolwiek moje korygowanie tylko pogarszało sytuację.
Ponieważ najpierw zawsze szukam winy w sobie wiec pomyślałam, że to ja daję jej błędne sygnały. W tym samym mniej więcej czasie zauważyłam również, że nie jest ona w 100 % szczęśliwa z wędzidłem w pysku, pomimo że zmieniałam wędzidła 3 razy, żadne nie dawało mi wrażenia, że klacz jest z niego zadowolona.
A więc stwierdziłam, że spróbuję ją pojeździć w ogłowiu "bezwędzidłowym" i zobaczymy czy będzie jakaś różnica... Nie tylko klacz uspokoiła się z głową co o dziwo jej problem z wiciem się miedzy łydkami zniknął. Holly wychodząc teraz na długą ścianę jest prosta i pozostaje prosta dopóki jej nie poproszę o zgięcie.
Próbowałam więc przeanalizować problem, który miałam i pomagając sobie książka "Ujeżdżenie Naturalnie" doszłam do wniosku, że wędzidło w pysku Holly zaburzało jej równowagę (oczywiście ja nie byłam w tym bierna) i miała problem z balansem wiec jej wicie się miedzy nogami (po angielsku nazwałabym ją "Wobly") nie wynikało ze złej akceptacji łydki, ale z zaburzeń spowodowanych przez wędzidło.
Dla testu założyłam raz ogłowie z wędzidłem po ok. 3 tygodniach i od razu problem pojawił się ponownie: nie mogłam ujechać prostej linii i klacz nie odpowiadała na moje korekty. Już w sumie miesiąc jeżdżę Holly na ogłowiu bezwędzidłowym i muszę przyznać, że koń o wiele przejrzyściej odpowiada na moje pomoce i jest bardziej zadowolony.
W swoim życiu dużo spotkałam koni z problemem z przyjęciem wędzidła, albo konie które uciekając przed wędzidłem uciekają spod jeźdźca do przodu albo bardzo ciągną. Czasem założenie ogłowia bezwędzidłowego pomaga rozwiązać problem, gdyż koń oprócz złapania lepszej równowagi skupia się bardziej na poleceniach jeźdźca i jest mu o wiele przyjemniej bez metalu w pysku.
Koń: Holly Berry
Rodzaj pracy: Jazda pod siodłem
Jeżdżąc moją nową klacz przez około miesiąc zauważyłam, że albo trochę wyolbrzymia moje pomoce zadawane łydką, albo też je po prostu ignoruje. Efekt jest taki, że zaczęła mi się "wić" miedzy nogami, szczególnie na długich ścianach trudno jej było zachować linie prostą i jakiekolwiek moje korygowanie tylko pogarszało sytuację.
Ponieważ najpierw zawsze szukam winy w sobie wiec pomyślałam, że to ja daję jej błędne sygnały. W tym samym mniej więcej czasie zauważyłam również, że nie jest ona w 100 % szczęśliwa z wędzidłem w pysku, pomimo że zmieniałam wędzidła 3 razy, żadne nie dawało mi wrażenia, że klacz jest z niego zadowolona.
A więc stwierdziłam, że spróbuję ją pojeździć w ogłowiu "bezwędzidłowym" i zobaczymy czy będzie jakaś różnica... Nie tylko klacz uspokoiła się z głową co o dziwo jej problem z wiciem się miedzy łydkami zniknął. Holly wychodząc teraz na długą ścianę jest prosta i pozostaje prosta dopóki jej nie poproszę o zgięcie.
Próbowałam więc przeanalizować problem, który miałam i pomagając sobie książka "Ujeżdżenie Naturalnie" doszłam do wniosku, że wędzidło w pysku Holly zaburzało jej równowagę (oczywiście ja nie byłam w tym bierna) i miała problem z balansem wiec jej wicie się miedzy nogami (po angielsku nazwałabym ją "Wobly") nie wynikało ze złej akceptacji łydki, ale z zaburzeń spowodowanych przez wędzidło.
Dla testu założyłam raz ogłowie z wędzidłem po ok. 3 tygodniach i od razu problem pojawił się ponownie: nie mogłam ujechać prostej linii i klacz nie odpowiadała na moje korekty. Już w sumie miesiąc jeżdżę Holly na ogłowiu bezwędzidłowym i muszę przyznać, że koń o wiele przejrzyściej odpowiada na moje pomoce i jest bardziej zadowolony.
W swoim życiu dużo spotkałam koni z problemem z przyjęciem wędzidła, albo konie które uciekając przed wędzidłem uciekają spod jeźdźca do przodu albo bardzo ciągną. Czasem założenie ogłowia bezwędzidłowego pomaga rozwiązać problem, gdyż koń oprócz złapania lepszej równowagi skupia się bardziej na poleceniach jeźdźca i jest mu o wiele przyjemniej bez metalu w pysku.
niedziela, 7 marca 2010
Lotna zmiana nogi - odcinek 2
Autor: Ula
Koń: Tiszmen
Rodzaj pracy: pod siodłem
Po ćwiczeniach luzem na hali, wprowadzających do lotnej zmiany nogi (o czym pisałam w odcinku 1) postanowiłam zobaczyć jaki mamy stan porozumienia pod siodłem w tej kwestii. Nie galopowałam przez drąg (co mam oczywiście w planie), ponieważ uważam, że tę lekcję mamy nie skończoną na etapie galopowania luzem, więc nie chciałam podejmować prób z góry skazanych na niepowodzenie.
Postanowiłam więc podjąć próbę zwykłej zmiany nogi na ósemce. I co... bez problemu. W zasadzie ja miałam większy problem z przestawieniem pomocy niż Tisz ze zmianą ustawienia i zagalopowaniem na drugą nogę.
W takim razie pomyślałam sobie, że spróbuję to samo zrobić na prostej. I ku mojemu zdziwieniu i zaskoczeniu - też nie było problemu. Na całej długości hali udało mi się zrobić 3-4 zmiany. Co więcej - miałam nieodparte wrażenie, że Tiszowi się ta zabawa spodobała, bo po przejściu do kłusa, gdy chciałam zrobić przerwę, chciał pospiesznie zagalopowywać :-).
Ponieważ wszystko szło ładnie to postanowiłam nie męczyć Tisza tego dnia i kolejne próby tego samego ćwiczenia przenieść na następny dzień czyli dzisiaj.
Dzisiaj było podobnie (podobnie dobrze oczywiście) więc postanowiłam trochę podnieść poprzeczkę i przechodzić na krócej czyli na 1 -2 kroki do kłusa. I znów Tisz był ok, ale ja miałam problemy ze stabilnym rytmicznym przejściem - nie ma co, trzeba ćwiczyć. Wygląda na to, że Tisz to chyba już kiedyś umiał (w końcu kiedyś podobno chodził WKKW).
Koń: Tiszmen
Rodzaj pracy: pod siodłem
Po ćwiczeniach luzem na hali, wprowadzających do lotnej zmiany nogi (o czym pisałam w odcinku 1) postanowiłam zobaczyć jaki mamy stan porozumienia pod siodłem w tej kwestii. Nie galopowałam przez drąg (co mam oczywiście w planie), ponieważ uważam, że tę lekcję mamy nie skończoną na etapie galopowania luzem, więc nie chciałam podejmować prób z góry skazanych na niepowodzenie.
Postanowiłam więc podjąć próbę zwykłej zmiany nogi na ósemce. I co... bez problemu. W zasadzie ja miałam większy problem z przestawieniem pomocy niż Tisz ze zmianą ustawienia i zagalopowaniem na drugą nogę.
W takim razie pomyślałam sobie, że spróbuję to samo zrobić na prostej. I ku mojemu zdziwieniu i zaskoczeniu - też nie było problemu. Na całej długości hali udało mi się zrobić 3-4 zmiany. Co więcej - miałam nieodparte wrażenie, że Tiszowi się ta zabawa spodobała, bo po przejściu do kłusa, gdy chciałam zrobić przerwę, chciał pospiesznie zagalopowywać :-).
Ponieważ wszystko szło ładnie to postanowiłam nie męczyć Tisza tego dnia i kolejne próby tego samego ćwiczenia przenieść na następny dzień czyli dzisiaj.
Dzisiaj było podobnie (podobnie dobrze oczywiście) więc postanowiłam trochę podnieść poprzeczkę i przechodzić na krócej czyli na 1 -2 kroki do kłusa. I znów Tisz był ok, ale ja miałam problemy ze stabilnym rytmicznym przejściem - nie ma co, trzeba ćwiczyć. Wygląda na to, że Tisz to chyba już kiedyś umiał (w końcu kiedyś podobno chodził WKKW).
piątek, 5 marca 2010
Lotna zmiana nogi - odcinek 1
Autor: Ula
Koń: Tiszmen
Rodzaj pracy: lonżowanie bez lonży
A więc doszłam do etapu gdzie wydaje mi się moglibyśmy z Tiszem przymierzyć się do nauki lotnej zmiany nogi w galopie. Będę opisywała każdy etap na zasadzie odcinków. Stan wyjściowy jest taki, że mamy rozwiązane problemy z impulsem, całkiem przyzwoity galop i Tisz jest w zasadzie całkiem nieźle wygimnastykowany (tzn. prawidłowo odpowiada na sygnały do chodów bocznych w kłusie i w galopie). Wiadomo, że jakość chodów bocznych można szlifować i szlifować, ale na tą chwilę jestem dość zadowolona z dotychczasowych postępów. Ponadto całkiem ładnie kłusuje przez drągi, dobrze przy tym wyliczając kroki i pozostając w rozluźnieniu. Stąd pomysł, żeby ukierunkować niektóre ćwiczenia w stronę lotnej zmiany nogi.
Moje marzenie: chciałabym tak poprowadzić ćwiczenia, żeby pewnego razu po prostu zrobić lotną zmianę - bez nerwów, bez siłowania się, bez irytacji, że koń nie odpowiada. Chciałabym, żeby po prostu pewnego dnia się to zdarzyło.
Pierwszym krokiem ma być swobodne przegalopowanie przez drąg. Dziś ćwiczyliśmy to na małej hali, bez jeźdźca i siodła. Po prostu ułożyłam najpierw jeden drąg, potem dwa po przeciwnych stronach koła. Tisz miał początkowo problem z wycelowaniem, ale po kilku kółkach w każda stronę poszło nieźle.
Potem ułożyłam trzy drągi po kolei. Tu było podobnie - początkowo nieprecyzyjnie, później już relatywnie ok. Ta zabawa mu się bardzo spodobała, bo nawet jak powiedziałam "do kłusa" to on sobie jeszcze dwa kółka przegalopował.
Dzisiejsza lekcja była pierwszym podejściem do galopowania przez drągi i było podobnie jak wcześniej przy kłusie przez drągi. Tisz niedokładnie stawiał kroki, czasem trącił drąg, czasem nad drągiem przechodził do kłusa i znów zagalopowywał. Jak zaczynaliśmy kłus przez drągi było podobnie, a teraz w zasadzie równo i w rozluźnieniu Tisz swobodnie przechodzi praz 4 drągi.
Myślę, że muszę tę lekcję powtórzyć i doprowadzić do stanu, kiedy pewnie i równo przegalopowuje przez 1, 2 i 3 drągi. Ale jak na pierwszą lekcję jestem zadowolona.
Koń: Tiszmen
Rodzaj pracy: lonżowanie bez lonży
A więc doszłam do etapu gdzie wydaje mi się moglibyśmy z Tiszem przymierzyć się do nauki lotnej zmiany nogi w galopie. Będę opisywała każdy etap na zasadzie odcinków. Stan wyjściowy jest taki, że mamy rozwiązane problemy z impulsem, całkiem przyzwoity galop i Tisz jest w zasadzie całkiem nieźle wygimnastykowany (tzn. prawidłowo odpowiada na sygnały do chodów bocznych w kłusie i w galopie). Wiadomo, że jakość chodów bocznych można szlifować i szlifować, ale na tą chwilę jestem dość zadowolona z dotychczasowych postępów. Ponadto całkiem ładnie kłusuje przez drągi, dobrze przy tym wyliczając kroki i pozostając w rozluźnieniu. Stąd pomysł, żeby ukierunkować niektóre ćwiczenia w stronę lotnej zmiany nogi.
Moje marzenie: chciałabym tak poprowadzić ćwiczenia, żeby pewnego razu po prostu zrobić lotną zmianę - bez nerwów, bez siłowania się, bez irytacji, że koń nie odpowiada. Chciałabym, żeby po prostu pewnego dnia się to zdarzyło.
Pierwszym krokiem ma być swobodne przegalopowanie przez drąg. Dziś ćwiczyliśmy to na małej hali, bez jeźdźca i siodła. Po prostu ułożyłam najpierw jeden drąg, potem dwa po przeciwnych stronach koła. Tisz miał początkowo problem z wycelowaniem, ale po kilku kółkach w każda stronę poszło nieźle.
Potem ułożyłam trzy drągi po kolei. Tu było podobnie - początkowo nieprecyzyjnie, później już relatywnie ok. Ta zabawa mu się bardzo spodobała, bo nawet jak powiedziałam "do kłusa" to on sobie jeszcze dwa kółka przegalopował.
Dzisiejsza lekcja była pierwszym podejściem do galopowania przez drągi i było podobnie jak wcześniej przy kłusie przez drągi. Tisz niedokładnie stawiał kroki, czasem trącił drąg, czasem nad drągiem przechodził do kłusa i znów zagalopowywał. Jak zaczynaliśmy kłus przez drągi było podobnie, a teraz w zasadzie równo i w rozluźnieniu Tisz swobodnie przechodzi praz 4 drągi.
Myślę, że muszę tę lekcję powtórzyć i doprowadzić do stanu, kiedy pewnie i równo przegalopowuje przez 1, 2 i 3 drągi. Ale jak na pierwszą lekcję jestem zadowolona.
środa, 3 marca 2010
Ciekawe ćwiczenie z drągami
Autor: Emily
Rodzaj pracy: pod siodłem
Ćwiczenie, które chciałabym tu przedstawić pomaga w koncentracji (zarówno jeźdźca jak i konia), w osiąganiu równowagi oraz prowadzi do precyzji przejść z jednego chodu do drugiego.
Na środku ujeżdżalni układam kwadrat z dragów, odległość pomiędzy drągami ok 3,5 m czyli na jedna foule, ale również i 2 kroki kłusa się tam zmieszczą. Wiadomo, że można również przechodzić przez tą kombinację stępem. I o to właśnie chodzi abyśmy mieli jak najwięcej możliwości poruszania się we wszystkich chodach oraz możliwość najazdu z 4 stron.
Po pokonaniu dragów w każdym chodzie po kilka razy najeżdżając z każdej strony, zaczynamy wprowadzać przejścia pomiędzy jednym a drugim dragiem (dokładnie w środku kwadratu) oprócz zwykłych przejść do wyższych i niższych chodów możemy robić przejścia kłus - stój, stój - kłus, galop - stęp, stęp - galop.
Dla bardziej zaawansowanych można wykorzystać tę kombinację do wykonywania przejść galop - stój a także jako pomoc do lotnych zmian nogi.
Tak wiec bardzo uniwersalne ułożenie drągów, które nie zajmuje dużo miejsca i daje dużą różnorodność ćwiczeń.
Rodzaj pracy: pod siodłem
Ćwiczenie, które chciałabym tu przedstawić pomaga w koncentracji (zarówno jeźdźca jak i konia), w osiąganiu równowagi oraz prowadzi do precyzji przejść z jednego chodu do drugiego.
Na środku ujeżdżalni układam kwadrat z dragów, odległość pomiędzy drągami ok 3,5 m czyli na jedna foule, ale również i 2 kroki kłusa się tam zmieszczą. Wiadomo, że można również przechodzić przez tą kombinację stępem. I o to właśnie chodzi abyśmy mieli jak najwięcej możliwości poruszania się we wszystkich chodach oraz możliwość najazdu z 4 stron.
Po pokonaniu dragów w każdym chodzie po kilka razy najeżdżając z każdej strony, zaczynamy wprowadzać przejścia pomiędzy jednym a drugim dragiem (dokładnie w środku kwadratu) oprócz zwykłych przejść do wyższych i niższych chodów możemy robić przejścia kłus - stój, stój - kłus, galop - stęp, stęp - galop.
Dla bardziej zaawansowanych można wykorzystać tę kombinację do wykonywania przejść galop - stój a także jako pomoc do lotnych zmian nogi.
Tak wiec bardzo uniwersalne ułożenie drągów, które nie zajmuje dużo miejsca i daje dużą różnorodność ćwiczeń.
wtorek, 2 marca 2010
Kontrgalop
Autor: Ula
Koń: Tiszmen
Rodzaj pracy: pod siodłem
Tisz miał dziś dobry dzień. Po wczorajszym Dniu Konia - bieganie luzem, spacer, dużo głaskania i zabawy - bardzo dobrze dziś kłusował od samego początku. Dlatego też podjęłam próbę większej mobilizacji zadka i myślę, że była to próba udana.
Potem jak zwykle różne ćwiczenia wyginające. I po raz kolejny sprawdził mi się kontrgalop, jako sposób na rozluźnienie. Otóż od jakiegoś już czasu, jak mam problem z jakimkolwiek chodem bocznym robię ósemkę w galopie i kontrgalopie. Pisząc problem mam na myśli jakiś opór przed wygięciem np. przy łopatce lub słaby impuls. Wówczas przechodzę do galopu roboczego na dość sporym kole i po linii ósemki galopuję koło kontrgalopem i zaraz potem powtarzam "zarzucone na chwilę" ćwiczenie. Najczęściej robię dwie ósemki po jednej w każdą stronę. Muszę powiedzieć, że w zasadzie zawsze mam poprawę. Dlatego bardzo polecam ten sposób.
To też jest wskazówką, żeby w razie jakiegoś problemu, oporu, usztywnienia, szukać innego ćwiczenia, które zadziała na problem, a nie "wałkować" ciągle to co się nie udaje. Czasem też bardzo pomaga dosłownie kilka kroków kłusem na luźnej wodzy, tak żeby i koń i jeździec mogli wziąć większy oddech i wrócić do ćwiczenia.
Koń: Tiszmen
Rodzaj pracy: pod siodłem
Tisz miał dziś dobry dzień. Po wczorajszym Dniu Konia - bieganie luzem, spacer, dużo głaskania i zabawy - bardzo dobrze dziś kłusował od samego początku. Dlatego też podjęłam próbę większej mobilizacji zadka i myślę, że była to próba udana.
Potem jak zwykle różne ćwiczenia wyginające. I po raz kolejny sprawdził mi się kontrgalop, jako sposób na rozluźnienie. Otóż od jakiegoś już czasu, jak mam problem z jakimkolwiek chodem bocznym robię ósemkę w galopie i kontrgalopie. Pisząc problem mam na myśli jakiś opór przed wygięciem np. przy łopatce lub słaby impuls. Wówczas przechodzę do galopu roboczego na dość sporym kole i po linii ósemki galopuję koło kontrgalopem i zaraz potem powtarzam "zarzucone na chwilę" ćwiczenie. Najczęściej robię dwie ósemki po jednej w każdą stronę. Muszę powiedzieć, że w zasadzie zawsze mam poprawę. Dlatego bardzo polecam ten sposób.
To też jest wskazówką, żeby w razie jakiegoś problemu, oporu, usztywnienia, szukać innego ćwiczenia, które zadziała na problem, a nie "wałkować" ciągle to co się nie udaje. Czasem też bardzo pomaga dosłownie kilka kroków kłusem na luźnej wodzy, tak żeby i koń i jeździec mogli wziąć większy oddech i wrócić do ćwiczenia.
Subskrybuj:
Posty (Atom)