środa, 17 marca 2010

Lotna zmiana nogi - odcinek 3


Autor: Ula
Koń: Tiszmen
Rodzaj pracy: pod siodłem

Upłynęło kilka dni od ostatniego odcinka. I nie były to dni bezczynności. Wręcz przeciwnie!. Czasem jak opowiadam moim znajomym o tym o co chodzi w tym ujeżdżeniu, a wiem, że oni są kompletnymi laikami, to porównuję pracę ujeżdżeniową do robótki na szydełku. Dzierga się i dzierga cierpliwie dzień po dniu, aż któregoś dnia, nagle okazuje się, że sweterek jest gotowy. :-). Niektórzy uważają, że to nudne zajęcie, a niektórzy (tych jest zdecydowanie mniej) z mądrą miną kiwają głową.
No ale wracając do tematu: więc ostatnie kilka dni właśnie poświęciłam się "dzierganiu" lotnej zmiany nogi. Nie, nie - jeżeli myślicie, że już w tym odcinku napiszę, że umiemy ją zrobić to się mylicie - jeszcze nie. Ale po dzisiejszym treningu doszłam do wniosku, że warto opisać co się działo i do jakiego etapu teraz doszliśmy.

No więc w poprzednim odcinku byliśmy na etapie zwykłej zmiany nogi przez 3-4 kroki kłusa i było to dość chaotyczne. Pracowaliśmy wiec w ostatnich dniach nad rytmicznymi przejściami do kłusa i zagalopywaniem z dowolnej nogi. Później zaczęliśmy robić to samo, ale przez przejście do stępa. Początkowo nie udawało mi się osiągnąć stępa bez 1-2 kroków kłusa. Nawet wydawało mi się to niemożliwe ;-). Jednak... wpadłam na oczywisty wydaje się pomysł, że bezpośrednio przed przejściem trzeba bardzo skrócić galop - nagle okazało się, że przejście z galopu do stępa jest możliwe. Następne dni poświęciłam więc na ćwiczenie tego "manewru". Ciągle jednak potrzebne było kilka kroków stępa, aby zagalopować na drugą nogę.

W tym miejscu muszę podkreślić, że wszystkie te "dziergania" spowodowały, że Tisz bardzo ładnie zaczął w ogóle odpowiadać na łydkę przy zagalopowaniu. A jeszcze nie tak dawno (chyba w styczniu) pisałam o problemach z zagalopowywaniem w ogóle.

I właśnie dzisiaj udało nam się zrobić zmianę przez dosłownie 1 lub 2 kroki stępa. Wykombinowałam to tak: robiłam to na ósemce. Przed skrzyżowaniem, na którym zmienia się nogę, bardzo skróciłam galop, jednocześnie zmieniając zgięcie konia i bardzo wyraźnie wzmacniając "nową" zewnętrzną wodzę i rozluźniając "nową" wewnętrzną wodzę. Chodziło mi o to, żeby utrzymać konia w wyraźnym "nowym" zgięciu, ale jednocześnie uwolnić wewnętrzną stronę, żeby dać swobodę w zagalopowaniu wewnętrzną nogą.
Muszę przyznać, że opisując to wydaje mi się to dość zawiłe. To tylko dowód na prawdziwość twierdzenia, że siedząc na koniu trzeba przestać myśleć a zacząć czuć.

W każdym bądź razie, jak się nam to udało po raz pierwszy, to byłam trochę nawet zaskoczona. Bardzo, ale to bardzo pochwaliłam Tisza, dałam mu cukierka, przekłusowałam na luźnej wodzy poklepując go w nagrodę. Już nie pierwszy raz zauważyłam, że po takich pochwałach on zaraz chce to samo robić ponownie. Więc po chwili znów spróbowaliśmy i znów się udało. I znów pochwały.

Zawsze jak chcę coś osiągnąć (nawet drobne rzeczy) a Tisz to zrobi, pochwalę go i po chwili robimy to jeszcze raz i znów pochwała. Chcę, żeby zrozumiał dokładnie i zapamiętał za co dostaje pochwały. Trochę w myśl zasady, którą lansował Adam Małysz: "Najważniejsze jest to, żeby oddać dwa dobre skoki." Chodzi o to, że jeden skok może być przypadkiem, zbiegiem okoliczności, ale jak są dwa dobre - to już jest umiejętność. Wydaje mi się, że to również dobrze działa u konia.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nasz blog czytają: