poniedziałek, 8 lutego 2010

Co daje nam świadoma praca

Autor: Ula
Koń: Tiszmen

Zaczęłam pisać ten blog wówczas, kiedy postanowiłam sama prowadzić sobie moje treningi i już w ciągu pierwszych kilku dni zauważyłam, że już na starcie mam do czynienia z kilkoma problemami, których wcześniej nie byłam świadoma.
A były to:
- słaby kłus (ciężki, mało energiczny)
- problemy z pierwszym zagalopowaniem
- trudny początek treningu
- ogólna ospałość

(Na marginesie dodam, że wcześniej pracowałam pod okiem trenera i mając pełne zaufanie wydawało mi się, że te sprawy są pod kontrolą. Jednak nie jest moim celem analiza zdarzeń historycznych.)

Wszystkie te problemy mają ze sobą ścisły związek i przenikają się nawzajem (kto ma do czynienia z jeździectwem doskonale ten temat rozumie). Ale musiałam je po pierwsze rozpoznać i nazwać, po drugie znaleźć rozwiązanie. O sposobach na to pisałam w moich wcześniejszych postach, ale teraz chciałabym zrobić małe podsumowanie.

Tak więc:
- trudny początek treningu i ogólna ospałość wynikały z: ogólnego zniechęcenia do nudnych i monotonnych treningów obarczonych duża dawką negatywnych emocji oraz zbyt słabej paszy
- słaby kłus i problem z pierwszym zagalopowaniem wynikał ze zbyt krótkiej rozgrzewki, przy ogólnym słabym nastawieniu do treningu Tisz po prostu potrzebował dłuższego i różnorodnego w formie etapu rozluźnienia i przygotowania do konkretnej pracy.

Jakie kluczowe decyzje podjęłam:
- zmiana paszy: dodatek w postaci musli - zwiększony i o wyższych parametrach, a w tej chwili podwyższam jeszcze porcję owsa na razie o 1/2 miarki
- wprowadzenie elementów ujeżdżenia naturalnego.
- krótka gimnastyka przed siodłaniem (zgięcia, wyciąganie nóg, podnoszenie przednich nóg)
- dłuższy stęp i zawsze na luźnych wodzach, potem kłus na początku na luźnych wodzach, później na delikatnym kontakcie
- wprowadziłam krótki galop w etapie rozgrzewki
- wydłużyłam rozgrzewkę do momentu aż poczułam, że Tisz uruchomił swoje mięśnie
- w miarę możliwości po każdym treningu Tisz jest ok.30 minut na padoku, i również w miarę możliwości jestem z nim na padoku około 15 minut i razem chodzimy, zatrzymujemy się, obcujemy ze sobą
- rygorystycznie przestrzegam piątku jako Dnia Konia (mój poprzedni post)
- ostatni mój pomysł: poniedziałek - dzień zabaw (dziś byłam, ale niestety mogłam skorzystać jedynie z małej hali, ale też było fajnie)

Co to wszystko dało:
- już widzę poprawę jeżeli chodzi o zaangażowanie w trening
- dziś ktoś mi powiedział, że widział Tisza na padoku jak sobie bryknął - super, bo do tej pory tylko stał
- w niektórych dniach widzę, że rozgrzewka może być krótsza, a w innych musi być jeszcze wydłużona - ale to dobry znak
- coraz rzadziej mam problem z zagalopowaniem, a kłus praktycznie po rozgrzewce jest zupełnie dobry

Jutro podsumuję kilka konkretnych ćwiczeń, które robiłam w tym okresie i na co mi one pomogły.

Jak widać świadome prowadzenie konia już w ciągu 3 tygodni dało doskonały moim zdaniem efekt, którym na treningu w sobotę i w niedzielę byłam tak porażona, że nie wiedziałam co napisać. Coś co stanowiło problem, znika, a koń się regeneruje. Może to nie jest odkrywcze ale napiszę dla niedowiarków jeszcze raz: systematyczna świadoma praca, z wyznaczonymi celami bez nacisku na konkretny termin kiedy maja one być osiągnięte - to jest źródło sukcesu. Nie mocniejsza łydka prawa czy lewa, nie bardziej napięta ale wyprostowana sylwetka, i nie "bat na dupę" tylko zdiagnozowanie problemu, ustalenie kierunków działania, i rozsądne i rozważne systematyczne działanie.
Myślę, że w tej chwili jestem gotowa, żeby określić następne cele i ustalić sobie zestaw środków jakimi, które mi pomogą do nich dotrzeć.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nasz blog czytają: