wtorek, 16 lutego 2010

Podskoki i wyskoki

Autor: Ula
Koń: Tiszmen
Rodzaj pracy: pod siodłem

Od kilku dni wprowadziłam taki mały "radosny" element w moich treningach.
Jest to mianowicie "wykop w lewej tylnej" lub "wykop z prawej tylnej" :-)

Kiedyś (jako niezbyt odważna osoba) bardzo się bałam wszelkich spontanicznych reakcji konia. Wynikało to głównie z tego, że nie wiedziałam jak się zachować, a raczej jak zachować spokój. Teraz jestem z Tiszem w bardzo dobrej relacji, i mam poczucie, że cokolwiek się dzieje, to nigdy nie ma podłoża agresji. Czasem powiedzmy tylko trochę marudzi w swoim końskim języku - czyli marudzi ruchem. Do marudzenia zaliczam m.in. próby cofania bez sygnału z mojej strony, podskoki zadkiem, no i wykopy tylnymi nogami.
Co do cofania - robimy to na sygnał, więc samowolkę staram się eliminować.
Podskoki zadkiem - są zabawne, tak jakby chciał ze złości tupnąć obydwiema nogami na raz - pozwalam na nie, bo to też ćwiczenia, ale bez przesady.
Natomiast wykopy lewą lub prawą nogą zaczęłam ostatnio traktować jak ćwiczenie i sama je czasem prowokuję. Mianowicie Tisz nie za bardzo lubi sygnały z bacika na lewej lub prawej stronie. Zaznaczam, że jest to delikatne puknięcie bacikiem, którego celem jest zmobilizowanie prawej lub lewej tylnej nogi. Ale on na to odpowiada wykopem. Natomiast całkiem dobrze reaguje na bacik na zadek od góry - wówczas daje więcej energii - czyli to o co mi chodzi. W związku z tym postanowiłam i ja rozróżniać te sygnały i wykorzystywać wykopy nie wtedy, kiedy chcę dodać energii, ale kiedy chcę, żeby Tisz się rozciągnął i uelastycznił. Bo przecież taki energiczny wyrzut nogi do tyłu to świetne ćwiczenie rozciągające. I dziś wydawało mi się, że Tisz zrozumiał tą zabawę. Sprowokowałam ją i miałam poczucie, że jego wykopy nie mają nic z agresywności, że macha sobie raz jedną raz drugą nogą wręcz z przyjemnością. Z drugiej strony mając takie odczucia, w ogóle się nie spinam, wręcz się śmieję co z pewnością działa na całe zjawisko wyłącznie pozytywnie. Chyba nam obojgu się to spodobało.

Druga bardzo miła sytuacja była taka: od jakiegoś czasu ciągle wymyślam nowe ćwiczenia. Nasze treningi stały się różnorodne. Jeśli przez jakiś czas mam problem z jakąś "figurą" (myślę tu o ćwiczeniu lub sekwencji) to jak nam się uda coś pozytywnego to Tisz dostaje cukierka (końskiego oczywiście). Staram się jednak nie nagradzać go za każdym razem, raczej czekam na coś extra. Dziś po raz kolejny podchodziliśmy do dodania w kłusie. Ćwiczenie polega na tym, że jadę dość wolnym, ale energicznym kłusem i w pewnym momencie dodaję energii i oddaję wodze. Tisz trochę dodawał, ale cały czas nie miałam wrażenia prawdziwej energii z zadu. A dziś, za drugim, trzecim razem czułam, że się postarał, że prawdziwie dodał. To tak jakby wiatr zawiał w plecy :-). Zwolniłam, zatrzymałam i chciałam go poklepać, ale.... Tisz odwrócił głowę i już czułam, że upomina się o nagrodę, wiedział, że mu dobrze wyszło i tak jakby chciał powiedzieć: Coś mi się chyba należy, co? - oczywiście dostał nawet dwa cukierki.
Konie nie tylko chcą nas rozumieć, ale też chcą do nas mówić, tylko musimy uczyć się ich języka - to wydaje się oczywiste, a jednak tak niewiele osób zwraca na to uwagę na co dzień.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nasz blog czytają: