piątek, 5 lutego 2010

Piątek - Dzień Konia

Autor: Ula
Koń: Tiszmen
Rodzaj pracy: lonżowanie beż lonży i z lonżą

Zwykle określenie Dzień Konia słyszałam w odniesieniu do poniedziałku. Lub też czasem słyszałam, że to poniedziałek w randze niedzieli. Ale poniedziałek był dniem (pisze był bo teraz to chcę zmienić i też w poniedziałki przyjeżdżać), w którym po prostu koniem się nie zajmowałam, co oznaczało, że Tisz stał cały dzień w boksie. W związku z tym zawsze byłam też przygotowana, że wtorek był raczej cięższym dniem do uruchomienia mięśni i umysłu końskiego. Natomiast Dzień Konia (analogicznie do Dnia Matki, Babci, Kobiet itp) powinien być Jego świętem. Czyli, że koń będzie się czuł (nie osamotniony jak w przepadku poniedziałku) tylko doceniony, pochwalony, że będzie miał luz i odpoczynek. I tak sobie właśnie postanowiłam, że u mnie piątek będzie Dniem Konia.

Zaczęło się od wypuszczenia na padok, a że dziś piękny słoneczny zimowy dzień, to uważam, że to była pierwsza przyjemność. Później pochodziliśmy razem po padoku, spróbowaliśmy ćwiczeń z podnoszeniem przednich nóg (ćwiczenie na odciążanie przodu i dociążanie zadu). Tisz doskonale wie o co chodzi jak ćwiczymy w boksie, ale na zewnątrz to nie to samo. Więc teraz to dopiero pierwsze nieśmiałe próby koncentracji uwagi gdy wokół tyle ciekawych rzeczy.

Potem poszliśmy do małej hali: luźny kłus na obydwie strony, trochę galopu, a potem kłus przez drągi. Ciekawe, ale Tisz przy kłusie w lewo (czyli tym, z którym mamy kłopot z wpadaniem zadka do wewnątrz) chciał dwukrotnie zmienić kierunek, tak jakby wolał jednak drugą stronę. I chyba raz przeszedł do galopu, choć wcale go o to nie prosiłam - muszę to obserwować, i wyciągać wnioski w odniesieniu do prostowania.

Mimo to wydaje mi się, że Tisz potraktował te drągi jak zabawę, bo nawet jak już nie pilnowałam kłusa, to on i tak jeszcze biegł na drągi tak jakby chciał powiedzieć: A ja jeszcze raz sobie przekłusuję przez te dragi ;-)!.
Żeby jeszcze było fajniej ustawiłam też mała kopertkę, a potem zamieniłam ją na stacjonatkę (tak około 40 cm). Wydaje mi się, że to była fajna zabawa dla niego.

Na koniec postanowiłam podjąć próbę zrobienia czegokolwiek na lonży. Dotychczas Tisz na lonży nie chodził, bo kiedyś okazało się, że jest to problem, że nie toleruje lonży i że się nawet próbuje wspinać. Uznałam, że muszę podejść do tego tematu bo są ćwiczenia, które wymagają lonży. A więc delikatnie wpięłam lonżę i najpierw Tisz stępował na niedużym kole, poprosiłam o zmianę kierunku kilka razy. Potem poprosiłam o kłus - kółko w lewo i kółko w prawo - nie było oznak najmniejszego problemu. A więc pierwsza bariera pokonana, będziemy do tego wracać :-)

Dzień Konia podsumowaliśmy spacerem po ośrodku - nie za daleko dało się pójść bo ślisko, ale za to kilkanaście minut w samo południe na słoneczku to prawdziwa przyjemność.

Można by powiedzieć, że Tisz to szczęściarz, teraz będzie miał Dzień Konia co tydzień, a ja mam Dzień Kobiet tylko raz w roku ;-).

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nasz blog czytają: