sobota, 16 stycznia 2010

Jak to ze słabym kłusem było...


Autor: Ula
Koń: Tiszmen
Rodzaj pracy: pod siodłem

Chciałam dziś popracować nad energią. Zaczęło się nieźle - Tisz bardzo chętnie stępował. Luźne wodze, lekki dosiad - wszystko super. Miałam zaplanowane ćwiczenia na dodawanie energii w poszczególnych chodach, naturalnie zaczęłam od stępa.
Pierwsze ćwiczenie: stęp na luźnej wodzy, dodanie energii, odpuszczenie
Drugie ćwiczenie: stęp na luźnej wodzy, lekki kontakt z jednoczesnym dodaniem energii, luźne wodze.
Trzecie ćwiczenie: stęp na luźnej wodzy, mocniejszy kontakt z jednoczesnym dodaniem energii, kilka kroków stępa, luźne wodze.
Potem to samo w innych chodach, dla rozluźnienia przeplatane galopem na lekkim kontakcie. Taki był plan.
Niestety, dziś w hali "występowały" same "gwiazdy" i według nich nie można stępować po ścianie. Stęp po prostu jest dla nich nieważny, czyli inaczej mówiąc tylko ważny jest ten, kto co najmniej kłusuje. Niestety po kretyńskich komentarzach pod naporem głupoty (a dziś występowała ona w kilku osobach jednocześnie) musiałam zarzucić swoje plany - zero koncentracji, no i po prostu brak miejsca żeby zrobić przynajmniej 10 kroków po linii prostej.
Pozostało mi kłusowanie - co zresztą zrobiłam. Początkowo na luźnej wodzy w kłusie anglezowanym. Potem wzięłam lekki kontakt. I tu miała problem, który nazywa się brak impulsu. W moim "poprzednim życiu", czyli pod kierunkiem "gwiazdy" B., musiałam zastosować mocniejszą łydkę z ostrogą, a jak nie miałam ostróg - to kopa, bacik itd. I to mi totalnie nie odpowiadało, bo łydka wciąż była za słaba, a Tisz wciąż leniwy. Więc obiecałam sobie, że nie będę tak robić. No i było ciężko. Myślę, że ku uciesze gawiedzi wyglądało to bardzo kiepsko - kilka kroków leniwego kłusa i stęp. Ale starałam się tym nie przejmować. Powoli Tisz się rozkręcał, a ja postanowiłam zagalopować. Oczywiście nie uniknęłam problemu pierwszego zagalopowania (tzn. że zamiast zagalopować to przyspiesza), ale jak już nam się udało (skrócenie na 2-3 kroki bardzo pomaga), to okazało się, że w galopie nie jest źle. Że galopuje i to swobodnie i energicznie. Postanowiłam więc więcej uwagi skoncentrować dziś na galopie. Robiliśmy różne ćwiczenia: wygnanie, galop na luźnej wodzy ze zbieraniem, lekkie dodania i przejścia na krótko do kłusa. Tu okazało się, że kłus się bardzo poprawił. Może to jeszcze nie ideał, ale w stosunku do tego z początku to mistrzostwo świata.
I znów cieszę się, że byłam skupiona na koniu, na jego dzisiejszej dyspozycji, że nie dałam się ponieść własnemu widzimisię tylko zmieniłam moje oczekiwania. Co jeszcze: na zakończenie, skoro kłus się polepszył (a w międzyczasie "gwiazdy" sobie poszły), postanowiłam spróbować jak będzie z dodaniem w kłusie po przekątnej. Pierwsze nie było dobre, ale za to drugie, kiedy bezpośrednio przed udało mi się ładnie skrócić - było w mojej ocenie świetne.
A więc jest gdzieś w Tiszu ta energia do kłusa, tylko muszę to umieć wcześniej wydobyć z niego...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nasz blog czytają: