sobota, 30 stycznia 2010

Pomoce jeździeckie

Autor: Emily

Tak odbije trochę od "naturalnego" aspektu jeździectwa i napiszę trochę o "dodatkowych" pomocach jeździeckich, takich jak: bat, ostrogi, wypinacze, czarna wodza oraz inne przeróżne patenty do lonżowania.

Prawie w każdej książce o jeździectwie mówi się o nich, że właściwie używane pomagają, a w złych rękach mogą wręcz szkodzić. No i wszystko się zgadza tylko nie piszą czyje ręce są złe a czyje dobre :P.

Ja sama używam czasem wyżej wymienionych pomocy, ale tylko kiedy wiem ze naprawdę mogą mi pomoc i używam je sporadycznie. W ostrogach generalnie nie jeżdżę ale jeśli mam nowego konia "tempego" na łydkę, to wole założyć ostrogi na kilka dni, aby je zdjąć jak tylko będzie poprawa. Baty ciągle gubię i mi wypadają wiec od dobrych kilku lat wogóle nie jeżdżę z batem i muszę przyznać, że nie odczuwam jego braku. Czarna wodza to zawsze jest delikatny temat, bo to taka niby straszna rzecz a z drugiej strony wszyscy używają :P. Przez kilka lat praktyki nauczyłam się, że czarna wodza daje dużo więcej w sferze bezpieczeństwa niż sferze pracy z koniem gdyż po jej zdjęciu sytuacja wraca do stanu z "przed czarnej" tak jakby koń wiedział, że już jej nie ma i nawet wręcz próbuje wykorzystać tę sytuację. Na szczęście w tej chwili nie mam żadnego konia, na którego dla bezpieczeństwa bym zakładała czarną wodzę. Moje ostatnie doświadczenia z czarną wodzą doprowadziły do tego, że to właśnie jest problemem, gdyż koń, który miał zapiętą czarna zaczynał się cofać i wspinać, a po jej wypięciu nie było tego problemu. Tak wiec tak jak się stało i u mnie wierzę, że można żyć bez czarnej wodzy. O wiele lepszy efekt od jeżdżenia na czarnej daje ordynarne lonżowanie na zwykłych wypinaczach. I oprócz tego, że należy się z nimi delikatnie obchodzić, nie zapinać za ciasno i nie nadużywać to nie sądzę, żeby mogły zrobić jakąś krzywdę. Oczywiście wypinacze mają swoje wady i choćby nawet były bardzo elastyczne to i tak nie pracują tak jak ręka jeźdźca, która ma dużo większy zasięg działania.
Wypinacze również nie pomagają w podstawieniu zadu i dlatego też ja do lonżowania używam znany w Polsce patent "pessoa". Poprzez różnorodność kombinacji i ruchome bloczki jestem w stanie wypiąć konia w dowolny sposób i dopasować wypięcie bardzo indywidualnie. Konie bardzo szybko orientują się o co chodzi z tym "misiek" na zadku i zaczynają angażować zad bez wieszania się na wędzidle. Pomimo dużej ilości sznurków i zapięć uważam lonżowanie na "pessoa" za dużo bezpieczniejsze niż na innych patentach gdyż nie ma tam nic zapiętego na stałe, a cala konstrukcja się rusza wraz z ruchem konia. Wiec jeżeli potrafimy dobrze lonżować i nasz koń również dobrze pracuje na lonży to nie ma przeciwwskazań.

Jeszcze jedna rzecz, która przykuwa moja uwagę jak czytam różnego typu książki lub podręczniki jeździeckie: to dopasowanie nachrapników. W każdej książce jest napisane, aby nie były zapięte za ciasno i ze swobodnie powinny nam wchodzić dwa palce, a tym czasem gdzie się nie pojawię w nowej stajni to widzę nachrapniki pozaciskane maksymalnie i wrzynające się w skórę i widzę, że jeźdźcy nadal są nie zadowoleni bo koń nadal otwiera paszcze! No i ja sama na własnej skórze się przekonałam: im bardziej zaciskasz tym koń chce bardziej otworzyć :). Na tyle jednak przyzwyczaiłam się do wyglądu nachrapników ze pełnią już u mnie tylko rolę ozdobną, staram się żeby nie dyndały :), ale są ewidentnie luźne i co ciekawe żaden z moich koni nie otwiera paszczy podczas jazdy i nie maja problemu z przyjęciem wędzidła.

Podsumowując: to jak zwykle musimy indywidualne podejść do zagadnienia czy używać i pomagać sobie patentami czy nie. Uważam, że dobrym wyznacznikiem będzie jeśli po odstawieniu używanego patentu, efekt który chcieliśmy nim osiągnąć pozostaje i najlepiej jak nie musimy już po niego wracać :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Nasz blog czytają: